Santorini, czyli raj na ziemi

0
Santorini, czyli raj na ziemi

Nie mogę sprecyzować momentu, w którym uznałem, że Santorini jest jednym najpiękniejszych i najbardziej urzekających miejsc na naszym globie. Może pomiędzy akustyczną serenadą morskich fal rozbijających się o klif, a spacerem po czerwonej plaży, ukrytej pomiędzy innymi skałami? Wyspa kojarząca się głównie z białym domami i kościołami pełnymi błękitnych kopuł urzeka i odurza. Na tyle silnie, że powinno się przed nią ostrzegać – bo będąc na miejscu jest już za późno.

Starożytni nazwali ją Kalliste, czyli najpiękniejsza – na wąskich uliczkach Firy czy Oi spotykam zabłąkanych turystów z każdego zakątka na świecie, nowożeńców i globtroterów z jednym małym plecakiem. Podobno tylko poeci i prawdziwi malarze nie zaglądają na Santorini – bo jak zaważył już Lawrence Durrell – tutejsze widoki i zachody słońca czynią poetów bezrobotnymi.  Nie da się podważyć tych słów, spacerując w stronę zachodzącego słońca po krawędzi klifu, sięgającego w niektórych miejscach nawet trzystu metrów. Doskonale widoczny z wyspy wulkan, cały pokryty czarnymi skałami magmowymi tylko potęguje kontrast wznoszącego się w stronę słońca niebiańskiego Santorini z opuszczoną, lecz chętnie odwiedzaną przez turystów, piekielną wyspą NeiKameni.

Na Kalliste dominują tylko trzy barwy – biel, błękit i czerwień. Bardzo rzadko można spotkać budynek pomalowany na inny kolor niż biały – właściwie tylko okna i drzwi malowane są czerwoną lub niebieską farbą, tworząc niepowtarzalny klimat tego miejsca. Z uwagi na pofałdowanie terenu mieszkańcy Santorini budują dom nie wysoki – a głęboki na trzy piętra. Z uwagi na kaskadową budowę budynków, często w hotelach spotkamy się, że recepcja jest na poziomie drugiego czy czwartego piętra.  Zadziwiająca jest też liczba cerkwi – wyspę zamieszkuje niewiele ponad pięć tysięcy mieszkańców – można naliczyć tu jednak ponad trzysta pięćdziesiąt kościołów i kaplic. Większość małych, nawet mikroskopijnych, wybudowanych na prywatnych posesjach, często w znanych tylko nielicznym intencjach.

Popijając Vinsanto z jednej z tutejszych winnic na tarasie jednej z setek tawern, spoglądam na krętą drogę prowadzącą z portu do centrum wyspy. Przypomniałem sobie swoją drogę autobusem z portu Athinios do Firy – cześć z pasażerów zamykała lub zakrywała oczy, nie mogąc patrzeć na pewną jazdę kierowcy po krętej drodze, na której autobus lekko balansował na granicy asfaltu i pionowego urwiska. Na wyspie jest też drugi port, położony w centrum Firy – obsługujący grupy wycieczkowe na okoliczne wyspy i wulkan. Droga do niego prowadzi przez pięćset osiemdziesiąt wijących się kamiennych schodów – po których o wiele wygodniej jest schodzić – choć i to wymaga sporej kondycji. Dla tych najbardziej leniwych wybudowano w ostatnich latach kolejkę linową, która stworzyła konkurencję dla mułów i osłów wspinających się od setek lat po rozgrzanym bruku. Na tych samych schodkach siedzą starsi, ubrani w kamizelki i kaszkiety mężczyźni będących opiekunami zwierząt lub sprzedających wyczerpanym turystom butelki wody mineralnej po niezwykle wygórowanej cenie – w końcu mieszkańcy bajecznej wyspy żyją głównie dzięki tym, którzy tłumnie przybywają na Santorini napawać się fenomenalnymi widokami. Większość mieszkańców opuszcza wyspę w październiku lub listopadzie, kiedy wyspę zaczynają nawiedzać bardzo silne, porywiste wiatry. Niemal każdy ma swój drugi dom – mieszkanie na kontynencie, bądź sąsiedniej wyspie – np. na Krecie.

Santorini jest niewątpliwe rajem dla zakochanych – codziennie mijałem co najmniej kilkoro nowożeńców, często z tak egzotycznych państw jak Chiny czy… Peru. Widziałem również pary, układające z kamyczków swoje imiona na skałach w pobliżu plaż czy portu – opowiadana przez mieszkańców (a szczególnie hotelarzy) legenda głosi, że jeśli po roku kamienie pozostaną na swoim miejscu – uczucie będzie wieczne.

Dzięki reklamie i rosnącej popularności, Santorini należy do najdroższych miejsc w Europie do spędzenia kilkudniowego urlopu – większość turystów przybywa tu na jednodniową wycieczkę z Krety. Jednak kilka dni spędzonych na wyspie i stopniowe poznawanie santoryjskich restauracji i winnic z pewnością jest tego warte.  Spacer wzdłuż klifu do Firostefani gwarantuje tak chętnie przywoływane jesienią, wakacyjne wspomnienia.

Informacje praktyczne:

DOJAZD:

Na Santorini pływają regularnie w sezonie (kwiecień-październik) promy z Pireusu (8 godzin, bilet w klasie ekonomicznej 38 EUR), jak i z kilku okolicznych wysp (Kreta, Paros, Naxos). Na wyspę można dostać się również samolotem z kilkunastu miast w Europie regularnymi połączeniami lotniczymi, obsługiwanymi przez m.in. AirBerlin, Easyjet, Norwegian, jak i sezonowymi czarterami.  Po wyspie kursują autobusy KTEL, cena biletu to 1,60-2,50 EUR, co stanowi najtańszy środek komunikacji na Santorini. Wszechobecne są również wypożyczalnie samochodów, skuterów i quadów.

ZAKWATEROWANIE:

Fira i Oiacharakteryzują się bogatym zapleczem hotelowym, w miastach funkcjonują hotele, pensjonaty, pokoje gościnne, jak i hostele. Najtańsze noclegi w kilkuosobowych pokojach to koszt 8-10 EUR, za pokój typu studio z widokiem na morze trzeba zapłacić 80-150 EUR/noc. Na wyspie nie brakuje również luksusowych obiektów, w których cena pokoju ze śniadaniem wynosi ok. 250 EUR/noc.

WYŻYWIENIE:

Jak w każdym greckim mieście, na każdym kroku zachęcają nas do wejścia do miejscowej tawerny czy restauracji. Poza typowymi greckimi daniami (souvlaki, loukaniko, moussaka, pastitsio), na Santorini poza ogromnym wyborem ryb, można spróbować nowoczesnych dań śródziemnomorskich, takich jak: pasztet z homara i żabnicy polany sosem z owoców leśnych, grillowaną polędwicę wołową z puree ziemniaczanym z dodatkiem bergamotki i lodów parmezanowych czy pstrąga w sosie mandarynkowym i dodatkiem prażonych migdałów. Danie typu fast food zjemy już za 3 EUR, za obiad dla dwóch osób w restauracji (bez alkoholu) zapłacimy ok. 30-60 EUR. Większość sklepów na wyspie ma zawyżone ceny z uwagi na duże koszty transportu towarów na Santorini – najtańsze zakupy można zrobić w dwóch dyskontach w Firze (Carrefour, Lidl).

Dodaj komentarz